środa, 21 lipca 2010

`. Rightness, rightness and one more time : rightness ! .`

`. Jupi ! Pati wróciła ! Jejku nareszcie będę mogła z nią sobie popisać. Ostatnio ogólnie jest nudno. Dzisiaj to już było lepiej bo spotkałam się z Asią i Edytą. Łaziłyśmy około 3 godzin, gadałyśmy sobie. Oczywiście były beki. I spotkałyśmy Agatę. Ale ona z nami była tylko pół godziny i poszła do domu, a właściwie to pojechała. Rowerem. Było strasznie gorąco i nigdzie nie było cienia. Jak to jest że jak czegoś się szuka to nie można znaleźć ? Nadal tej zagadki nie umiem rozwiązać. No i zaczęłam pisać kilka dni temu książkę o dziewczynie. Niżej można przeczytać fragment. A to wszystko dzięki Asi która powiedział że powinnam pisać książki . Napisałam już 7 rozdziałów a tu jest niecały jeden. Jak napisze całą to założę bloga i codziennie po pół rozdziału będę publikować. Mam też dzisiaj niespodziankę nr 2 ! No więc wczoraj nie napisałam noty więc dzisiaj napisała wam jako wczorajsza nota.... Patrycja ! Zwana wam jako Paffie. Heeh... Dobra na dole fragment mojej książki, może za kilka dni dam troszkę więcej ale na razie to tylko tyle. Życzę miłego czytania.`

click to zoom

Leśna dróżka, unosząca się mgła a do tego ten charakterystyczny świeży zapach… Czy to już koniec ? Czy to tylko wyobrażenie ? Dalej pustka, ciemność… Czarne pole. Jakby nic się nie wydarzyło, jakby nic nie miało się wydarzyć. Lecz strach pozostał, lęk powracał a ja dalej czułam przerażenie…
Wróćmy wspomnieniami do dnia 10 listopada 1998 roku… - do dnia mojej śmierci.
-Pobudka ! – krzyknęła moja mama. Popatrzałam na matkę zaspanymi oczami po czym przekręciłam się na drugą stronę łóżka.
- Oj, jeszcze 10 minut- Zaczęłam marudzić.
- Nie ! – powiedziała stanowczo – wstawaj bo przyniosę kubeł z wodą.
- Dobra, dobra już wstaję ! – Krzyknęłam do matki, po czym wstałam i włożyłam mięciutkie kapcie które jakimś cudem wieczorem pozostawiłam przy łóżku. Było chłodno, miałam na sobie jedynie pidżamę i kapcie. Dreszcz przeszył moje ciało, włożyłam szlafrok. Z dołu było słychać jak mama rozmawia z Royem i Nanette - moim rodzeństwem, słychać było także mojego tatę zwanego w domu Berrym. Zamknęłam okno.
- Claudia schodzisz ? – krzyknęła do mnie ponownie mama.
-Tak – powiedziałam schodząc na dół.
Usiadłam przy stole, było tam wszystko o czym tylko mogłam pomarzyć na śniadanie. Sięgnęłam po Tosta z serem, był zimny. Rozejrzałam się po kuchni, nie było tam za czysto, na ziemi leżały dwa spalone tosty i rozbite jajko które mama sprzątała rozmazując wszystko po podłodze. Roy zaczął płakać, wzięłam go na ręce by przestał,
- przestań płakać – powiedziałam półkrzykiem.
Roy umilkł na chwilkę. Posadziłam chłopca w foteliku i poszłam ubrać się w nowe ciuszki kupione wczoraj z mamą. Wyglądałam w nich ślicznie ! Błękitno – biała sukienka i lakierki wyglądały jak szyta na miarę. Radośnie zeszłam ponownie na dół by wziąć tylko drugie śniadanie i iść do szkoły. Nanette, która miała dalej do szkoły zawsze wychodziła wcześniej, tak i było tego dnia. Wzięłam plecak zarzucając go tylko na jedno ramię i wyszłam w stronę mojej szkoły.
Był zimny poranek, nie było jasno, mgła snuła się lekko nad ziemią. Powiew zimnego wiatru przyprawił mnie o dreszcz, postawiłam kołnierz mojego ulubionego płaszcza i ruszyłam przed siebie. Droga była długa i ta przerażająca ciemność, ominęłam jeziorko i mały parczek w którym nigdy nikogo nie było. Przyśpieszyłam krok, spojrzałam na zegarek, było późno.
- No nic nie zdążę ! – pomyślałam.
Szłam dalej, mijając jeszcze zamknięte sklepy i budynki mieszkalne. Minęłam stary budynek w którym znajdowała się piekarnia i zauważyłam pierwszego przechodnia...


C. D. N.




Brak komentarzy: